Był wczesny poranek, kiedy Karolina wsiadła do zatłoczonego tramwaju, zmierzając do pracy. Codziennie pokonywała tę samą trasę, słuchając muzyki i patrząc przez okno, gdzie miasto budziło się do życia. Tego dnia coś jednak było inaczej. Kiedy stanęła przy drzwiach, zauważyła, że ktoś ją obserwuje.
Adam, który właśnie wrócił do rodzinnego miasta po kilku latach za granicą, jechał tym samym tramwajem. Jego wzrok mimowolnie padł na Karolinę. Była inna niż wszyscy – nie przeglądała telefonu, nie wyglądała na śpieszącą się. Miała spokojny, ale zarazem tajemniczy wyraz twarzy, który go zaintrygował. Przez chwilę zastanawiał się, czy już kiedyś ją widział. Wydawała się znajoma, choć nie mógł sobie przypomnieć skąd.
Kiedy tramwaj gwałtownie zahamował, Karolina straciła równowagę i wpadła prosto na Adama. Przeprosiła szybko, a on uśmiechnął się, mówiąc:
— Nic się nie stało. To chyba najczęstszy sposób na poznawanie nowych ludzi w tramwaju.
Karolina zaśmiała się cicho. Wymienili kilka zdań o codziennych podróżach, o tym, jak tłoczno jest o poranku, ale po chwili rozmowa ucichła. Kiedy zbliżali się do jej przystanku, Karolina zauważyła, że Adam również szykuje się do wyjścia. Zdziwiło ją to, bo była pewna, że nigdy wcześniej go nie widziała na tej trasie.
— Wychodzisz na placu? — zapytał, jakby czytając jej myśli.
— Tak. Ty też?
— Tak, przeprowadzam się właśnie w te okolice. Dopiero wróciłem do miasta — wyjaśnił, a jego ton sugerował, że nie do końca czuje się jeszcze tu jak u siebie.
Przeszli obok siebie w ciszy, każde zajęte swoimi myślami. Gdy dotarli do skrzyżowania, ich drogi miały się rozejść. Adam zwolnił krok i spojrzał na Karolinę.
— Może kiedyś spotkamy się znowu? — rzucił lekko, choć w jego głosie było słychać niepewność.
— Może — odpowiedziała z uśmiechem, po czym odwróciła się i poszła w swoją stronę.
Przez kolejne dni Adam jeździł tym samym tramwajem o tej samej godzinie, z nadzieją, że znów ją zobaczy. Zastanawiał się, kim była i dlaczego nie mógł przestać o niej myśleć. Każdego dnia, gdy zbliżał się do jej przystanku, rozglądał się, ale jej nie było.
Aż pewnego dnia, kiedy już prawie przestał wierzyć, że kiedykolwiek ją spotka, usłyszał cichy głos tuż za sobą:
— Widzę, że jednak się spotkaliśmy.
Odwrócił się i zobaczył Karolinę, stojącą z tym samym tajemniczym uśmiechem. Serce mu zabiło szybciej.
— Witaj znowu — odpowiedział, próbując ukryć swoje zaskoczenie.
— Myślałam, że nie jeździsz już tą trasą — powiedziała, siadając obok niego.
— Czekałem na ciebie.
Karolina spojrzała na niego, zaskoczona bezpośredniością jego słów. Chwilę później jednak uśmiechnęła się i zapytała:
— W takim razie, może teraz napijemy się kawy?
Tego dnia zamiast do pracy, oboje wysiedli na przystanku w centrum miasta i poszli do kawiarni. Od pierwszej kawy ich rozmowy stały się coraz dłuższe, spotkania coraz częstsze, a tramwaj, którym jechali, stał się początkiem czegoś pięknego.